Tomasz Kot o graniu nago w Lejdis… no i jego filmowa partnerka Iza Kuna

kot lejdis

Nie bede juz sie pastwic nad tym filmem.
Kota bardzo cenie glownie za role Skazany na Bluesa (chyba troche niedoceniony ale b dobry film).

Uwaga techniczna – poniewaz video z gazeta.pl laduje sie strasznie wolno przez co spowalnia dzialanie bloga obrazek jest tylko linkiem do serwisu gazeta.pl gdzie znajduje sie wlasciwe video.

2 komentarze do “Tomasz Kot o graniu nago w Lejdis… no i jego filmowa partnerka Iza Kuna

  1. admin

    „Irytujący Testosteron serwował mądrości o mężczyznach na poziomie Cosmo. Lejdis (nieco lepszy, ale nie za bardzo) mówi o kobietach, jednak wzorce ma te same. (…) Być może rzecz rozbija się zresztą o sprawę banalną: spółka Saramonowicz-Konecki przypomina dziś filmowe przedsiębiorstwo. (…) Na ekranie króluje product placement, ITI rozpętuje w swoich mediach promocyjną gorączkę, a cały film reklamuje wideoblog, w którym aktorzy zdradzą ( ), co w prywatnym życiu myślą o miłości, seksie, a na dodatek opowiedzą, jaka była ich pierwsza randka i jakie dowcipy bawią ich najbardziej” Komentarz zostawiam specjalistom od biznesu i produktów. Albo od cyrku”.
    Paweł T.Felis, „Gazeta Wyborcza”

    Odpowiedz
  2. admin

    Andrzej Saramonowicz inspirował się przy pisaniu scenariusza popularnym blogiem internetowym. Ten „wirtualny” rodowód niestety się czuje. Filmowi brakuje solidnego kośćca dramaturgicznego, który zdołałby utrzymać w ryzach rozbrykane damskie towarzystwo. „Lejdis” rozbijają się na serię mniej lub bardziej znaczących epizodów, z których trudno wyłowić „sedno materii”. Fabularne niedołęstwo ratowane jest przez pierwszorzędny dowcip, którego twórcom z pewnością nie brakuje. Prorokuję, że parę dialogów z filmu stanie się kultowych. Nie tylko dla kobiet.

    W zrobionym rok temu przez Koneckiego i Saramonowicza „Testosteronie” panie ukazane były jako wredne żmije bez skrupułów wyniszczające mężczyzn. „Lejdis” rehabilitują oczywiście rodzaj żeński, piętnując przy tym panów. Przy kolejnym filmie należałoby chyba zawrzeć płciowy kompromis – stereotypy bywają oczywiście zabawne, ale nie budują porozumienia. Radziłbym również twórcom zbytnio nie wzorować się na polskich komediach romantycznych. Finałowa scena na dachu szpitala niebezpiecznie przypomina pseudobollywoodzkie harce z „Tylko mnie kochaj”. Dzięki Bogu, że Koneckiego i wtedy nie opuszcza ironia. Bez niej bylibyśmy tylko puchem marnym…

    Łukasz Muszyński
    Filmwe

    Odpowiedz

Dodaj komentarz